Zielona strzałka w lewo – czy można zawrócić?
Sygnalizacje świetlne wciąż wprowadzają wielu kierowców w błąd. Czy zielona strzałka w lewo znaczy, że możemy zawrócić nasz samochód? Odpowiedź brzmi – nie. Zrobienie tego grozi mandatem w wysokości 250zł i 5 punktami karnymi. Nie daj się złapać.
Zawracać można tylko i wyłącznie, jeśli sygnalizacja świetlna posiada również strzałkę wskazującą w dół. Znak ten jest przyzwoleniem na zawrócenie pojazdu. Tym samym, jeśli stoisz na światłach „strzałkowych”, to wystarczy na nie spojrzeć by określić, czy zawracanie nie wiąże się z zawracaniem ci głowy przez policję.
A co ze strzałkami na ulicy?
Zaraz, zaraz – powie wprawiony kierowca – ale przecież biała strzałka w lewo na pasie pozwala na zawrócenie pojazdu. Co więc należy zrobić, gdy sygnalizacja świetlna mówi jedno, a pas jezdni drugie? Szperając w internecie w poszukiwaniu odpowiedzi, natrafiłem na artykuł , który cytuje odpowiedni przepis. Strzałka na pasie jezdni zezwala na zawrócenie…o ile nie towarzyszy jej znak zakazu skrętu lub sygnalizacja świetlna typu S-3(powyżej). Innymi słowy, światła mają wyższy priorytet od oznaczeń drogowych. Jeśli zielona strzałka wskazuje w lewo, ale nie w dół – nie zawracaj auta!
Podkreśla to ważny problem kierowców
Moim zdaniem, problem nie leży w samej sygnalizacji. Zamieszanie wynika z faktu, że kierowcy dostają dwa różne źródła informacji, które są ze sobą sprzeczne. Sygnalizacja świetlna w obecnej formie jest świetna – oznaczenia minimalizują ilość zgadywanek, co wolno a czego nie wolno na światłach.
Wydaje mi się, że zamieszanie by nie zaistniało, gdyby zaczęto od zmian oznaczeń drogowych – domalowywania strzałki w dół tam, gdzie zawracanie jest możliwe. Zakaz zawracania można byłoby oznaczyć istniejącymi już znakami drogowymi. Tym samym, informacje na drodze byłby zbieżne z tymi na światłach. Kierowcy nie musieliby kombinować, która strzałka oznacza co.
Wprowadzenie większej ilości oznaczeń i zmiana istniejących to, oczywiście, większe koszta. Nic więc dziwnego, że wiele rejonów po prostu przeszło do ostatniego kroku. Mam tylko nadzieję, że żaden z moich czytelników nie nadział się na tę nieoczekiwaną zmianę.